Tytuł: Być kimś, być sobą. Pierwsze 7 dni
Autor: Jarosław Podsiadlik
Wydawnictwo: Novae Res
Ilość stron: 177
Ocena: 5/10
Krzysiek
to młody chłopak w wieku gimnazjalnym, który wychowuje się w rodzinie z problemem
alkoholowym. Ciągle awanturujący się ojciec i bezradna matka sprawiają, że
tylko w swoim pokoju chłopak odnajduje spokój. Chcąc uwolnić swoją frustrację,
wywołaną sytuacją życiową, chłopak przelewa swoje spostrzeżenia o otaczającym
go świecie na kartki papieru.
Dzięki Marcinowi, który jest jego przyjacielem, Krzysiek poznaje twórczość PIHa. Muzyka i przesłanie tekstów ma na chłopaka wielki wpływ. A gdy jeszcze kilka dni później, w mieście Krzyśka ma odbyć się koncert jego nowego idola, chłopak jest zdeterminowany aby się na nim pojawić. I od tego wydarzenia jego życie nabiera sensu.
Dzięki Marcinowi, który jest jego przyjacielem, Krzysiek poznaje twórczość PIHa. Muzyka i przesłanie tekstów ma na chłopaka wielki wpływ. A gdy jeszcze kilka dni później, w mieście Krzyśka ma odbyć się koncert jego nowego idola, chłopak jest zdeterminowany aby się na nim pojawić. I od tego wydarzenia jego życie nabiera sensu.
Książka
mnie trochę przeraziła wyrazistym i ostrym językiem. Owszem, dzięki temu jest
prawdziwa, bo doskonale zdaję sobie sprawę, że gimnazjaliści znają cały
wachlarz takich i gorszych słów, a już tym bardziej w rodzinach gdzie dzieciom
nie poświęca się uwagi.
Zaskoczyło mnie również stwierdzenie jednego z bohaterów książki, że piwo to nie alkohol. Poza tym ilości jakie Krzysiek i Marcin spożywają trochę mnie niepokoi, bo jest to najczęściej przez nich spożywany napój.
W książce pojawia się wiele momentów gdy autor chce uświadomić młodych ludzi o konsekwencjach podejmowanych decyzji, szacunku dla drugiego człowieka czy o tolerancji dla odmienności. I taka próba jest jak najbardziej na plus, jednak przez to, dialogi są lekko sztuczne i czuć w nich moralizatorski ton.
Ciekawą postacią jest Michał, znajomy Marcina. Udowadnia nam, że to skąd pochodzimy nie musi wcale nas definiować i jeśli mamy cel oraz wytrwale do niego dążymy to jesteśmy w stanie zmienić swoje życie. Jednak dziwi mnie jego przeogromna wiara w zdolności Krzyśka, których nawet nie miał możliwości poznać.
Zaskoczyło mnie również stwierdzenie jednego z bohaterów książki, że piwo to nie alkohol. Poza tym ilości jakie Krzysiek i Marcin spożywają trochę mnie niepokoi, bo jest to najczęściej przez nich spożywany napój.
W książce pojawia się wiele momentów gdy autor chce uświadomić młodych ludzi o konsekwencjach podejmowanych decyzji, szacunku dla drugiego człowieka czy o tolerancji dla odmienności. I taka próba jest jak najbardziej na plus, jednak przez to, dialogi są lekko sztuczne i czuć w nich moralizatorski ton.
Ciekawą postacią jest Michał, znajomy Marcina. Udowadnia nam, że to skąd pochodzimy nie musi wcale nas definiować i jeśli mamy cel oraz wytrwale do niego dążymy to jesteśmy w stanie zmienić swoje życie. Jednak dziwi mnie jego przeogromna wiara w zdolności Krzyśka, których nawet nie miał możliwości poznać.
Książka ma
kilka plusów. Może się spodobać fanom rapu. Słyszałam nawet, że jest też
wydanie z dołączoną płytą, aby lepiej wczuć się w jej klimat. Ja jednak nie
jestem zwolennikiem takiej muzyki i choć widzę w niej kilka pozytywnych
przesłań skierowanych do młodzieży, całość jakoś mnie nie przekonała. Historia
poruszana może i ma potencjał, ale nie został on w pełni wykorzystany.